12:01, 10 Aug 2012 r. Podsumowanie XIII dnia igrzysk olimpijskich w Londynie

/files/news/na_strone.jpg

Trzynastka wcale nie musi być pechowa. Przynajmniej nie dla każdego. Udowodniły to w czwartek, w 13. dniu igrzysk w Londynie, nasze kajakarki Karolina Naja i Beata Mikołajczyk, które wywalczyły brązowe medale w konkurencji K-2 500 m.

Beata Mikołajczyk cztery lata temu zdobyła w tej samej konkurencji srebro. Pływała wówczas z Anetą Konieczną (trzykrotną medalistką olimpijską w tej osadzie). W tym sezonie dwójka trenowała także w starym składzie. A rok temu Mikołajczyk z Konieczną wywalczyły kwalifikację olimpijską, zajmując 3. miejsce w MŚ w Szeged. Potem jednak przyszły poważne problemy zdrowotne Anety. Zdiagnozowana choroba nowotworowa mogła wykluczyć ją całkowicie z udziału w IO. Do Mikołajczyk dołączyła więc Naja.

Karolina sama przeżyła wcześniej duży zawód. Miała wywalczyć awans na igrzyska w zawodach kwalifikacyjnych w Poznaniu w konkurencji K-1 500 m. Tymczasem w dniu finałów zerwała się wichura, która dała przewagę zawodniczkom o większej wadze, a Karolina do takich nie należy. Polka kwalifikacji nie wywalczyła. Po miesiącu przyszła jednak dobra wiadomość – dzika karta dla Polski.

Wiadomo było, że można będzie wystawić zawodniczkę w K-1 500 m i kobiecą czwórkę. Ale nie wiadomo było, czy Konieczna dostanie od lekarzy pozwolenie na start w igrzyskach. Gdy takie otrzymała, Mikołajczyk i Naja były już po kilku udanych startach w dwójce. Zdecydowano, że Aneta wystartuje w K-1.

Nasza utytułowana kajakarka nie zdołała w tej konkurencji awansować do finału A. W walce o 9. miejsce była druga. Jej koleżanki w dwójce sięgnęły po brązowy medal. – Nie ma o czym mówić – stwierdziła Aneta Konieczna. – To jest w tej chwili najsilniejsze zestawienie w K-2. Ktoś na jedynce musiał popłynąć. Trener podjął decyzję, że to będę ja, wziął na siebie odpowiedzialność.

Polki zajęły 3. miejsce dosłownie o włos. Na linii mety były o 0,136 s szybsze od Chinek. Bały się spojrzeć na tablicę wyników, żeby nie zobaczyć swoich nazwisk przy czwartym miejscu.

– Miały jechać od początku va banque. I tak było, choć trochę przeszarżowały w połowie dystansu i końcówka była nerwowa – mówił trener naszej osady Tomasz Kryk. – W końcówce Beata musiała wziąć ciężar walki w swoje ręce. Ona jest naszym motorem. Dobrze kopie siedząc za mną… To mobilizuje – mówiła ze śmiechem Naja po dekoracji. Zawodniczki zapowiedziały, że świętowania na razie nie będzie. Poczekają do zakończenia wyścigów K-1 200 m, w których Polacy mają szansę na medale. Nie chcą wybijać ich z koncentracji.

O pechu mogliby mówić uczestnicy lekkoatletycznych sztafet 4x400 m mężczyzn i 4x100 m kobiet. Obie nasze drużyny zajęły w eliminacjach miejsca 9., czyli pierwsze poza olimpijskim finałem.

400-metrowcy, którzy na IO zakwalifikowali się z 16. miejsca na listach światowych, po swoim biegu przeżywali huśtawkę nastrojów. Po rozegraniu dwóch serii eliminacyjnych mieli 10. czas. Za kilka minut okazało się, że zdyskwalifikowane zostały sztafety Dominikany i Wenezueli, co dawało Polakom miejsce w finale. Sędziowie uwzględnili jednak odwołanie Wenezuelczyków i po godzinie Biało-Czerwoni dowiedzieli się, że jednak w finale nie pobiegną.

Nasze sprinterki po biegach eliminacyjnych zalały się łzami. Uzyskały bardzo dobry czas – 43,07 s – ale w Londynie poziom sprinterskich biegów stoi na bardzo wysokim poziomie.

– Dałyśmy z siebie wszystko – mówiły jednym głosem nasze sprinterki. – W ciemno wzięłybyśmy taki wynik, a okazuje się, że to za mało. W Pekinie 43,04 dawało brązowy medal. To dla nas bardzo smutny dzień.

W czwartek w zawodach lekkoatletycznych na Stadionie Olimpijskim doszło do wyjątkowego wydarzenia. Kibice byli świadkami najszybszego biegu w historii na 800 m mężczyzn, niestety, bez udziału Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota. Głównym aktorem widowiska był Kenijczyk David Lekuta Rudisha. Rekordzista świata od startu ruszył jak rakieta. Nie patrzył na rywali, nie chował się za plecami „zająca”. Na metę dobiegł jako pierwszy człowiek, który dwa okrążenia stadionu pokonał poniżej 1.41 min (1.40,91).

Rywale, którzy próbowali gonić Kenijczyka także uzyskali znakomite wyniki. Dość powiedzieć, że ostatni na mecie uzyskał czas poniżej 1.44 min, pobite zostały rekordy Botswany (2. na mecie, Nijel Amos – 1.41,73) i Etiopii (6. Mohammed Aman – 1.43,20), a 7 z 8 zawodników ustanowiło rekordy życiowe (nie udało się to tylko Sudańczykowi Abubakerowi Kaki, ale i przy jego nazwisku pokazały się literki „SB” oznaczające najlepszy wynik w sezonie – 1.43,32). Brązowy medal w tym biegu dawał czas 1.42,53 i uzyskał go drugi z Kenijczyków – Tomothy Kitum.

Wyczyn Rudishy przyćmił w pewnym stopniu wydarzenie, jakim był bieg mężczyzn na 200 m. Wygrał go nie kto inny, jak Usain Bolt w czasie 19,32 s. Dwa pozostałe miejsca na podium zajęli także Jamajczycy.

Relacje na żywo

Igrzyska w Tokio

Igrzyska w Pekinie