17:31, 15 Feb 2014 r. VIII dzień zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi: Złote medale Zbigniewa Bródki i Kamila Stocha

/files/news/469481115_10-960x720.jpg

Takiego dnia w zimowych igrzyskach olimpijskich jeszcze nie było. W sobotę, 15 lutego 2014 r., dwóch Polaków zdobyło złote medale! Bohaterami dnia są dwukrotny mistrz olimpijski w skokach narciarskich Kamil Stoch i Zbigniew Bródka, triumfator wyścigu na 1500 m w łyżwiarstwie szybkim.

Stoch był faworytem do zwycięstwa na dużej skoczni. Niecały tydzień temu zwyciężył w konkursie na skoczni normalnej, jest też liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W sobotę w Soczi były jednak loteryjne warunki - wiatr wiał raz z tyłu, raz z przodu. Ale dla prawdziwego mistrza nie było mocnych. Nie tylko na Polaka, ale i na najbardziej doświadczonego w stawce, 42-letniego Japończyka Noriaki Kasai. To między tymi skoczkami rozegrała się walka o złoto. W I serii Japończyk wyrównał rekord skoczni rezultatem 139 m. Stoch odpowiedział taką samą odległością i o 2 pkt lepszą notą.

Na początku II serii zawiało tak mocno pod narty, że Rosjanina Wasiljewa poniosło aż na 144. metr, ale reprezentant gospodarzy ZIO nie ustał swojej próby. Obniżono rozbieg, a mimo to następny na liście startowej, Niemiec Marinus Kraus, uzyskał 140 m poprawiając rekord. Potem już nie było tak dobrze. Wiatr jednym zawodnikom pomagał, a innym przeszkadzał.

Walka o medale rozegrała się pomiędzy najlepszą czwórką po I serii. Jako pierwszy skakał Sloweniec Peter Prevc. Uzyskał odległość 131 m i punkty za niekorzystny wiatr. Wicelider klasyfikacji PŚ był dla Polaka mniej groźny, bo tracił po I serii 9 pkt. Tylko 3 pkt do pierwszego miejsca brakowało Severinowi Freundowi. Niemiec w II serii uzyskał tylko 129,5 m i Prevc cieszył się już z drugiego medalu w Soczi.

Następny w kolejce Kasai nie zawiódł swoich kibiców. Oddał skok na odległość 133,5 m i było wiadomo, że najstarszy zawodnik w stawce ma co najmniej srebro. Kibice z niepokojem czekali na skok Stocha. Patrzyli, czy wiatr nie przeszkodzi Polakowi. Stoch uzyskał odległość 132,5 m, dobre noty i mniej odjętych punktów za wiatr. Oczekiwanie na werdykt trwało długo, ponad dwie minuty, które zakończył wrzask radości tysięcy Polaków, którzy przyjechali do Rosji. Stoch wygrał różnicą 1,3 pkt i stał się w jednej chwili najlepszym polskim zawodnikiem, jaki startował kiedykolwiek w zimowych igrzyskach olimpijskich. Dwa złote medale w skokach w jednych ZIO zdobyli przed nim tylko Fin Matti Nykaenen i Szwajcar Simon Ammann.

– Mój drugi skok to była katastrofa. Dziwię się, że po takich próbach wygrałem dziś zawody – mówił szeroko uśmiechnięty Stoch tuż po zawodach. – To chyba mi się śni. Złoto na normalnej skoczni nie pomogło mi dzisiaj. Wbrew pozorom, ale dużo bardziej się denerwowałem przed tym konkursem niż przed poprzednim. A to długie czekanie na ostateczny wynik... Tak się nie powinno robić. Chyba chcą nam skrócić życie - dodał mistrz olimpijski.

Pozostali Polacy mieli w konkursie pecha. Skakali w zdecydowanie najgorszych warunkach. Mimo to zajęli – oprócz Piotra Żyły, który nie awansował do II serii – przyzwoite miejsca. Maciej Kot był 12., a Jan Ziobro 15.

Najszybszy strażak świata

Liczyliśmy na dobry start Polaków w łyżwiarskim wyścigu na 1500 m. Złotego medalu niewielu się jednak nie spodziewało. A jeśli nawet, to głośno o tym nikt nie mówił. Nikt, poza Zbigniewem Bródką. – Nie po to jadę na igrzyska, żeby nie walczyć o złoty medal – powiedział polski zawodnik dzień przed najważniejszym w życiu startem.

Zbigniew Bródka jest nie tylko sportowcem. Na co dzień pracuje w straży pożarnej w Łowiczu. Nie przeszkodziło mu to zostać znakomitym łyżwiarzem, najpierw w short tracku, a później w łyżwiarstwie na długim torze. W ubiegłym sezonie został pierwszym Polakiem triumfatorem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata – na 1500 m. W tym, został pierwszym Biało-Czerwonym, który w tej dyscyplinie stanął na najwyższym stopniu podium.

Na torze w Soczi nie padały rewelacyjne rezultaty. Wiadomo było, że czas w okolicach 1.45 minuty może dać medal. Świadczyły o tym wyniki w pierwszych 16 seriach. Przed startem Bródki najlepszy wynik dzierżył Kanadyjczyk Denny Morrison – wicemistrz olimpijski z Soczi na 1000 m – 1.45,22.

Polak marzył o dobrym losowaniu rywala w bezpośrednim biegu. Lubi ścigać się bark w bark z kimś mocnym. Szczęście dopisało. Biegł w parze z Amerykaninem Shani Davisem, rekordzistą świata w tej konkurencji, który w tym sezonie dzierżył najlepszy wynik – poniżej 1.42 minuty. Reprezentant USA zaczął bardzo szybko, ale Polak nie stracił z nim kontaktu. Po 1100 m był już o 0,13 s przed Davisem, ale do Kanadyjczyka tracił jeszcze pół sekundy. Kluczowe okazało się ostatnie okrążenie. Bródka, który finiszował po wewnętrznym torze, zostawił Amerykanina daleko w tyle i uzyskał czas 1.45,00.

Nie była jeszcze pora na wielką radość, bo do końca pozostało sześciu zawodników, w tym Konrad Niedźwiedzki. Polak pobiegł jednak znacznie poniżej swoich możliwości i ostatecznie zajął 20. lokatę. Niedźwiedzki biegł w parze z Kazachem Kuzinem, który podążał do mety w czasie niemal identycznym jak Bródka. Na ostatnich 100 m stracił jednak zupełnie moc i uzyskał znacznie gorszy czas. W przedostatniej serii też nic się nie zmieniło i już było wiadomo, że Polak ma medal.

W ostatniej serii startowali teoretycznie najmocniejsi zawodnicy: niepokonany w tym sezonie Holender Koen Verweij i mistrz świata, Rosjanin Denis Juskow. Zaczęli wolniej od Bródki, ale podczas, gdy Juskow słabł w oczach, Holender był coraz szybszy. Na ostatniej prostej finiszował zaciekle i… uzyskał 1.45,00 – czas taki sam jak Polak.

Nie znaczyło to, że dwóch zawodników zdobyło po złotym medalu. W takich sytuacjach w łyżwiarstwie szybkim czas mierzy się do tysięcznych części sekundy. Chwila oczekiwania na werdykt sędziów dłużyła się nieprawdopodobnie. Ale skończyła się szczęśliwie. Polak był szybszy o 0,003 s! Gdy Bródka robił rundę honorową, Holender wściekał się i rzucał przedmiotami. Nic dziwnego. Pewność siebie Pomarańczowych zdecydowanie wzrosła w tych igrzyskach. A tego, że to właśnie Bródka odbierze im kolejne złoto – dopiero drugie w Soczi – nikt się nie spodziewał. Poza Bródką…

– To jeszcze do mnie nie dotarło – mówił szczęśliwy mistrz olimpijski. – Na dekoracji kwiatowej starałem się być twardy, ale przy hymnie już pewnie się rozpłaczę. Muszę przyznać, że po biegu na 1000 m byłem trochę podłamany. Postanowiłem wrócić do starych płóz. Wtedy poczułem łyżwy. Po tym, jak wylosowałem Davisa wiedziałem, że szczęście się do mnie uśmiecha. Powiedziałem więc sobie: teraz albo nigdy – zakończył Zbigniew Bródka.

Zapraszamy do przeczytania ankiety Zbigniewa Bródki i trenera Wiesława Kmiecika w "Forum Trenera" na stronie www.forumtrenera.com

Relacje na żywo

Igrzyska w Tokio

Igrzyska w Pekinie