21:52, 22 Feb 2014 r. XV dzień zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi

/files/news/l01lzglhl0xpynjhcnkvz2fsymlnl2dhbgjpz19wyw5jemvuaxnjas0wmdiwlmpwzw__.jpg

Polscy panczeniści wykonali plan w 100 procentach. Z Soczi przywożą trzy medale. Dwa z nich wywalczyli w sobotę, w przedostatnim dniu igrzysk olimpijskich.

Na podium stanęły drużyny kobiet i mężczyzn. Zaczęły nasze panie. W półfinale ich rywalkami były Rosjanki. Polki na pierwszym pomiarze czasu miały 0,4 s przewagi. Utrzymały ją do ostatniego okrążenia. Na ostatnich 400 m nadrobiły do rywalek jeszcze sekundę. Katarzyna Bachleda-Curuś, Natalia Czerwonka i Luiza Złotkowska cieszyły się jak dzieci. Wiedziały już, że mają co najmniej srebrne medale.

W finale Polki musiały zmierzyć się z Holenderkami. W ich składzie startowały: czterokrotna medalistka ZIO w Soczi – w tym złota na 3000 m – Ireen Wust, złota medalistka na 1500 m Jorien Ter Mors i czwarta w tej konkurencji Marrit Leenstra. Gdyby Polki wygrały w finale z taką ekipą byłaby to największa sensacja XXII ZIO.

Ale nie wygrały. Pojechały 5 s wolniej niż w półfinale nie podejmując walki od początku. Nie ma się zresztą, co dziwić. Adrenalina zeszła z nich już po półfinale, a Holenderki były absolutnie poza zasięgiem. W każdym swoim starcie poprawiały rekord olimpijski w tej konkurencji. W finale trener Krzysztof Niedźwiedzki zmienił Czerwonkę na Katarzynę Woźniak i podczas dekoracji czterem Polkom na szyjach zawisły srebrne medale. Cztery lata temu to Natalia była rezerwową, ale nie wystartowała ani razu i wróciła z Vancouver bez medalu, a jej koleżanki z brązowymi krążkami.

– Byłyśmy skoncentrowane i bardzo zmotywowane, żeby awansować do finału – mówiła Katarzyna Bachleda-Curuś w rozmowie z Onet.pl. – Musiałyśmy w półfinale odpalić sto procent mocy. W finale mogłyśmy umożliwić bieg Kaśce, dzięki czemu ma medal. To była decyzja całej drużyny. Przez te cztery lata wykonała ogrom pracy. I to w drużynie procentuje. Nie było tu kalkulacji, bo Holandia jest poza zasięgiem całego świata. Miałyśmy ten komfort, że bieg finałowy był już na totalnym luzie. Trzeba było tylko go przejechać, żeby nie doprowadzić do dyskwalifikacji – przyznała zawodniczka.

Mężczyźni startowali w sobotę raz. Walczyli o brązowy medal z Kanadyjczykami. Dzień wcześniej ulegli w półfinale Holendrom i startowali w finale B. Bieg z udziałem Jana Szymańskiego, Zbigniewa Bródki i Konrada Niedźwiedzkiego to był prawdziwy horror. Panczeniści spod znaku Klonowego Liścia – prowadzeni przez dwukrotnego medalistę tych igrzysk Denny’ego Morrisona: srebrnego na 1000 i brązowego na 1500 m – zaczęli od pierwszych metrów powiększać przewagę. Na trzy okrążenia przed końcem wynosiła ona 2,30 s. Polskim kibicom opadły ręce. Ale wtedy Biało-Czerwoni ruszyli do kontrataku. Już po 800 m wyszli na prowadzenie, by na mecie mieć ponad 2 s przewagi.

– Nawet na moment nie zwątpiłem. Nigdy nie wątpię. Byłem tak skupiony, że nawet nie wiedziałem, czy mamy przewagę, czy stratę. Ważne było, że jechaliśmy równo i mocno. Myślałem o tym, żeby dać mocną drugą zmianę i urwać ułamki sekund, które będą ważne na mecie. Po zakończeniu wyścigu spojrzałem na tablicę wyników i zobaczyłem, że Kanadyjczyków na niej jeszcze nie ma. Wtedy zaczęła się radość – opowiadał po wyścigu Bródka.

W sobotę liczyliśmy na jeszcze jeden medal. Justyna Kowalczyk broniła złota z Vancouver na 30 km, tym razem jednak techniką dowolną. Polka nie ukończyła tej rywalizacji. Zeszła z trasy po 12,5 km. Powodem tej decyzji był ból w złamanej stopie. Już po raz drugi w tych igrzyskach do niepowodzenia Kowalczyk przysłużyła się Finka Aino-Kaisa Saarinen. W biegu łączonym spowodowała upadek naszej zawodniczki w strefie zmiany nart. W sobotę, na pierwszym podbiegu po starcie, gdy zawodniczki biegły jeszcze w dużej grupie, najechała nartą na lewą stopę Polki.

– Stopa mi się wygięła – opowiadała później Justyna Kowalczyk. – Na zjazdach i na zakrętach w cieniu na zmrożonych odcinkach ból był nie do wytrzymania. Na jednym z wirażów o mało co nie wyleciałam z trasy. Uznałam, że nie ma sensu w takim stanie kontynuować biegu – zakończyła.

Do mety dobiegły trzy inne Polki. Sylwia Jaśkowiec zajęła 33. miejsce, Paulina Maciuszek 41., a Kornelia Kubińska 43. Zwycięstwo w biegu odniosła Norweżka Marit Bjoergen i w ten sposób stała się najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii ZIO.

W piątek do rywalizacji stanęło kilkoro innych Polaków. Najlepiej spisał się alpejczyk Michał Jasiczek, który w slalomie zajął 23. miejsce. Tę lokatę Polak zawdzięcza w dużej mierze temu, że zawodów nie ukończyło aż 34 narciarzy, w tym Maciej Bydliński i Mateusz Garniewicz. Kwalifikacji do slalomu równoległego nie przebrnęły nasze snowboardzistki: Karolina Sztokfisz i Aleksandra Król. Sztafeta biatlonowa mężczyzn zajęła ostatnie, 19. miejsce, a do tego została zdublowana. Nie zaliczy do udanych swojego drugiego występu w tych igrzyskach także chorąży polskiej reprezentacji Dawid Kupczyk, pilot czwórki bobslejowej. Po dwóch ślizgach Biało-Czerwoni zajmują odległe, 27. miejsce. Nasi bobsleiści będą jedynymi zawodnikami z orłem na piersi, którzy wystąpią w niedzielę w zawodach olimpijskich. I igrzyska w Soczi przejdą do historii.

Fot. Szymon Sikora/PKOl

Relacje na żywo

Igrzyska w Tokio

Igrzyska w Pekinie